Uciekająca zakonnica – Katharina von Bora 1499–1552

31 października 1517 roku skromny, niemiecki ksiądz na drzwiach kościoła w Wittenberdze wywiesił dokument, który zmienił bieg historii. Minęło już ponad pięć wieków, odkąd Marcin Luter przeciwstawił się doktrynie i praktyce swojego kościoła, domagając się jego reformy. W jednej ze szczególnie pamiętnych scen stanął przed cesarzem i odważnie oświadczył, ryzykując własnym życiem: „Oto stoję. Nie mogę postąpić inaczej. Niech mi Bóg pomoże”.
Luter nie był jednak sam. Reformacja nie dotyczyła jednej lub kilku wielkich postaci – Lutra, Kalwina, Zwingliego – ale ogromnego ruchu chrześcijańskiego, charakteryzującego się silnym przekonaniem, odwagą i radością, który jednak kosztował życie wielu mężczyzn i kobiet. Ruch ten zasiał ziarno, które nadal w XXI wieku przynosi owoce.
Marcin Luter był nie tylko otoczony reformatorami w Niemczech, ale również mniej znanymi bohaterami wiary z całej Europy np. Heinrich Bullinger, Hugh Latimer, Lady Jane Grey, Theodore Beza, Peter Martyr Vermigli i inni.
Aby docenić reformację przygotowaliśmy 31-dniową podróż po krótkich biografiach wielu jej bohaterów, zachęcając Państwa do zapoznania się z ich życiorysami.

Uciekająca zakonnica – Katharina von Bora 1499–1552

W chłodną kwietniową noc dwanaście zakonnic wślizgnęło się po cichu do pojazdu przystosowanego do przewozu ryb i czekało, aż członek rady miejskiej Leonard Koppe wyruszy w drogę, odliczając w wielkim napięciu minuty do momentu, w którym ich klasztorne życie na zawsze dobiegnie końca.

Kobiety przemycone z klasztoru w Nimbschen w Niemczech (w ucieczce kierowanej przez Marcina Lutra), ryzykowały karę jako przestępczynie, jeśli zostaną złapane. Zdawały się na  niepewną przyszłość, jeśli im się powiedzie. Były całkowicie zależne od gotowości ich rodzin do „ukrywania” uciekinierek poprzez ich ponowne przyjęcie do swoich domów. Zakonnice, którym rodziny odmówiły, musiały skorzystać z pomocy męża lub znaleźć jakąś nietypową formę kobiecego zatrudnienia, dzięki której mogłyby się samodzielnie utrzymać.

Katharina von Bora, jedna z tych zakonnic, nie znalazła żadnej alternatywy, a po tym, jak doświadczyła dwóch nieudanych propozycji małżeństwa, Luter poczuł się odpowiedzialny za byłą zakonnicę. Przebojowa Katharina w końcu stwierdziła, że poślubi tylko Lutra lub jego przyjaciela Nicolasa von Amsdorfa. Najwyraźniej Luter przyjął wyzwanie i poślubił zbiegłą zakonnicę 13 czerwca 1525 roku.

Żona pastora

Małżeństwo z Lutrem było społecznie poważnym krokiem wstecz dla Katarzyny, która urodziła się w szlacheckiej rodzinie z pokoleniowym rodowodem. Naraziło ją również na skandal i publiczne ośmieszenie. Erazm z Rotterdamu przepowiadał nawet, że z tego związku narodzą się moce nieczyste!

Pomimo burzliwej atmosfery ich kontrowersyjnego małżeństwa, wierność okazała się szczera, pełna miłości, owocna, wierna i trwała. Para przeniosła się do nowego domu, nazwanego „Czarnym Klasztorem”, a Katharina stała się pionierką „nowego” powołania, którego nie było w średniowieczu – żony pastora.

Rankiem po swoim ślubie, Katharina zainicjowała swoje nowe powołanie, serwując śniadanie nielicznym przyjaciołom, którzy uczestniczyli w ceremonii poprzedniej nocy. Rola Katarzyny jako małżonki słynnego reformatora, matki sześciorga biologicznych (i kilkorga osieroconych) dzieci oraz zarządcy ich plebanii (kolejna innowacja reformacji) i majątku stała się pouczającym wzorem dla żon protestanckich pastorów tamtej epoki.

Reformatorzy mocno ugruntowali tę rolę jako wysokie powołanie życiowe z teologicznymi i biblijnymi podstawami i nadali nową godność chrześcijańskim kobietom, włączając pracę domową w posługę ewangelii, przedstawiając w ten sposób idealną chrześcijańską kobietę z jej poprzedniego średniowiecznego ideału (tj. zakonnicy)..

Bóg w każdym zadaniu

Dla Katarzyny powołanie to wiązało się z opieką nad Lutrem, wspieraniem jego pracy i podróży, opieką nad ich dziećmi i wieloma różnymi zadaniami związanymi z ich posługą na plebanii. Odnowiła opuszczony klasztor augustianów, który służył jako ich dom. Przyjmowała gości, którzy zatrzymywali się w ich czterdziestu pokojach. Regularnie serwowała posiłki dla trzydziestu lub czterdziestu osób i wydawała przyjęcia dla ponad stu. Stworzyła samowystarczalne gospodarstwo domowe, kupując i uprawiając ziemię uprawną pod ogrody, sady i zwierzęta, aby zapewnić żywność rodzinie i gościom. Piekła chleby, wytwarzała sery i piwo.

Zgodnie z poglądem reformatorów, że całe życie jest duchowe, Katarzyna nie rozróżniała między zadaniami „praktycznymi” i „duchowymi”, ale znajdowała paliwo dla swojej codziennej pracy w tym, że służyła Bogu w każdym zadaniu. Jej zaangażowanie w teologię ograniczało się do uczestnictwa w „rozmowach przy stole”, które Lutrowie organizowali na swojej plebanii. Znała łacinę i Pismo Święte na tyle, by angażować się w gorące debaty przy kolacji, do czego Luter najwyraźniej ją zachęcał.

„Będę trzymać się Chrystusa”

W 1542 r. Katarzyna i Luter opłakiwali stratę 13-letniej córki Magdaleny, o której Luter napisał: „Moja żona i ja powinniśmy dziękować z radością za tak szczęśliwe odejście i błogosławiony koniec [Magdaleny]. . jednak siła naszej wewnętrznej miłości jest tak wielka, że nie możemy tego uczynić bez płaczu i żalu w naszych sercach, a co więcej, bez doświadczenia śmierci. . . . Nawet śmierć Chrystusa… nie jest w stanie całkowicie tego usunąć, tak jak powinna”.

Ten smutek mógłby być porównywalny jedynie ze smutkiem Katarzyny po śmierci Marcina w 1546 r., który opisała w jednym ze swoich nielicznych zachowanych listów:

„Prawdę mówiąc, jestem tak bardzo zasmucona, że nie mogę wyrazić mojego wielkiego bólu serca żadnej osobie i nie wiem, jak się czuję. Nie mogę ani jeść, ani pić. Ani spać. Gdybym posiadała … imperium, nie czułabym się tak źle, gdybym je straciła, jak wtedy, gdy nasz drogi Pan Bóg zabrał mi – i nie tylko mnie, ale całemu światu – tego drogiego i godnego człowieka”.

Katarzyna spędziła resztę swoich dni, szukając wsparcia u byłych zwolenników Lutra w nadziei na utrzymanie domu i dzieci, aż zmarła po upadku z wozu w grudniu 1552 roku. Na łożu śmierci ogłosiła: „Będę trzymać się Chrystusa jak zadzior powłoki ochronnej”.

Autorka Kristin Tabb

===============================

Post 31/31 jest ostatnim wpisem z cyklu – październikowe podróże z bohaterami reformacji.

Kto miał możliwość się z nimi zapoznać z pewnością ma swoje osobiste zrozumienie związane z wydarzeniami XVI wieku. Spośród wielu refleksji, jedną szczególnie chciałbym się podzielić.

Reformacja nie była rezultatem nowatorskich – zewnętrznych form wprowadzanych do mszy katolickiej. Reformacja nie była dziełem wysokiego IQ ludzkiego rozumu i tym co dzisiaj możemy doświadczać – PR kościelnym. Bóg wybierał zwykłych ludzi: grzesznych z różnych środowisk.

Zmiany jakie następowały w praktycznym życiu kościoła były spowodowane nauczaniem bezpośrednio z Biblii. Do zmian w myśleniu i działaniu przyczynił się powszechniejszy dostęp do „Słowa z Księgi”. Biblia nie była już księgą dostępną tylko dla „duchownych”. Wiele osób, które zaczęło ją czytać, zmieniło „wiarę w Rzym” na „wiarę Słowu Biblii”. W wyniku „zmiany wiary” wielu reformatorów zakończyło życie ziemskie poprzez: ścięcie głowy, spalenie na stosie czy utopienie.

Słowo Boga nie potrzebuje środków wspomagających – „dopalaczy” – aby wydało owoc w stosownym czasie. Z „Sola scriptura” bierze się „Sola fide”. Z braku wiary w „tylko Biblia”, bierze się pokusa aby tworzyć „szóste sola – sola actiones”, a dzieje się to wtedy, gdy bardziej doceniamy „techniki siania” niż samo ziarno.

Reformacje, przebudzenia duchowe nie dzieją się „na życzenie” człowieka. Gdy występują są rezultatem wiernie głoszonego Słowa Bożego, które działa na serce, rozum i wolę, zarówno w życiu jednostki, wspólnot kościelnych i społeczeństw.

Tadeusz Tołwiński

Udostępnij:

Facebook
Twitter
LinkedIn